czwartek, 2 maja 2019

Od Haruto do Merlina

Przewróciłem oczami, widząc Merlina biegnącego za tą istotą, on naprawdę lubi się narażać a myśl o tym, że mógłby umrzeć, wcale tak naprawdę go nie rusza co za dziwna istota no, chyba że tak naprawdę ma plan, tylko ja jeszcze o tym nie wiem, zobaczymy.. A tak właściwie powinienem ruszyć za nim tylko pytanie, czy mi się chce? No niby nie ale nie zostawię go samego, jeszcze głupek coś sobie zrobi, a wina spadnie na mnie.
Ruszyłem za nim szybszym tempem, muszę przecież przy nim być, jeśli coś mu się stanie, nie będę miał z czego się śmiać, a szkoda sam z siebie bym za nim nie płakał, tak myślę.
Westchnąłem po raz setny dziś. Wreszcie zaczynaj

piątek, 11 sierpnia 2017

Od Lisabeth - Konkurs #1

To samo znajduje się na blogu: http://schoolforreverie.blogspot.com/

Blask księżyca, którego promienie wpadały przez okno, oświetlały moją twarz. To sprawiło, że koniec końców wybudziłam się ze snu. Z początku zadawałam sobie pytanie czy to już ranek. Jednakże po jakiejś chwili sprawdziłam godzinę na telefonie marszcząc przy tym brwi. Dziwne... była pierwsza w nocy a jasno tak jak za dnia. Wyjrzałam za okno lustrując nocne niebo. Księżyc, który na nim właśnie królował, bił od siebie niewyobrażalnym światłem. Po dłuższym przyglądaniu się dotarło do mnie wszystko.
-Pełnia... - wymamrotałam pod nosem niezadowolona.
Pełnia źle na mnie działała. Najczęściej w jej okolicach nie mogłam zmrużyć oka, albo śniły mi się różnego rodzaju koszmary. Zdarzało się nawet, że zaczynałam sama ze sobą rozmawiać, myśląc iż to mi w jakiś sposób pomoże.
Zrzuciłam z siebie kołdrę z zamiarem pójścia do łazienki, albo przynajmniej do biurka sięgnąć po jakąś słodką przekąskę. Szybko jednak rzuciłam się z powrotem na łóżko chowając twarz w poduszkę by nie wrzasnąć. Nie chciało mi się i już nie zasnę. Nie ma mowy. Czułam, że wybudziłam się na dobre.
Do moich uszu dobiegł odgłos porażenia. Zaalarmowana tym dziwnym zjawiskiem na moment znieruchomiałam by gwałtownie stanąć na równe nogi. Oczy miałam szeroko otwarte i z największą podejrzliwością szukałam wzrokiem czegoś, co mogłoby wydać z siebie takie dźwięki.  Kiedy miałam kłaść się z powrotem, znowu to usłyszałam. Spojrzałam błyskawicznie w miejsce skąd dobiegało. Zamrugałam parę razy ze zdziwienia. Po tafli lustra tańczyły małe pajęczyny elektryczne.
-Co to do cholery jest - wyszeptałam podchodząc ostrożnie do przedmiotu.
Chodź... Lisabeth... Nie bój się... 
Szepty pochodzące ze środka lustra mnie intrygowały. A co jeżeli ktoś sobie po prostu ze mnie robi jaja? Ze zdenerwowaniem, szybko, bez jakiegokolwiek zawahania położyłam dłoń na gładkiej tafli zwierciadła. Wijąca się po niej elektryczność w niebywale błyskawicznym tempie oplotła całą dłoń i wspięła się dalej, ku ramieniu a potem rozeszła się po całym ciele. Pajęczyna oplotła się wokół mojej szyi sprawiając, że zaczęłam odczuwać duszności.  Nie mogłam zaczerpnąć powietrza i czułam, że spadam... nie, lepszym określeniem będzie, że się topię. Wydałam z siebie przerażający krzyk w momencie kiedy rozbłysło niewyobrażalne światło, a cały ból się nasilił.
Światło znikło, a wraz z nim zeszły ze mnie wszystkie nitki elektryczności. Z hukiem upadłam na podłogę ze świstem zaczerpując  głęboko powietrza. Leżałam tak przez dłuższą chwilę próbując odzyskać siły i jasność umysłu. Iluzja, którą stworzyła elektryczność była tak potężna, że nie byłam w stanie odróżnić rzeczywistości. Nie docierało do mnie, że to wszystko jest tylko fałszem. Cały czas w mojej głowie mówiłam, że ja się topiłam, dusiłam i nic nie mogłam zrobić. Z widoczną irytacją uniosłam głowę i mocno uderzyłam w podłoże. Ból fizyczny rozszedł się po moim ciele jednocześnie uwalniając moją otępioną psychikę.
Z jękiem podniosłam się do siadu. Syknęłam cicho łapiąc się za miejsce, które musiałam poświęcić. Z przymrużeniem oka rozejrzałam się wokół siebie. Nie potrafiłam rozpoznać mojego pokoju. Ba, nie mogłam rozpoznać miejsca w którym się znalazłam. Lekko się chwiejąc, wstałam podtrzymując się stojącą nieopodal ścianą. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że odchodzi z niej farba, a nawet chyba tynk. Nie znam się. Odszukałam na ścianie włącznik, nacisnęłam i.... totalnie nic. Żarówka jedynie cicho 'pstryknęła' i na dosłownie moment się zapaliła. Niestety nie zdołałam niczego zobaczyć. Kiedy tylko moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, ze zdziwieniem stwierdziłam, że okno jest całkowicie zasłonięte przydługą firanką. Ciemne kształty porozwalane na podłodze przede mną sygnalizowały o totalnym bałaganie jaki tu się panoszył. Uszczypnęłam się w rękę sprawdzając czy ja nadal śnię, lecz okazuje się to rzeczywistość. Otworzyłam oczy ze zdziwienia.
-To... to nie może być mój świat - szepnęłam do siebie przedzierając się przez porozwalane szafki, biurko.
Dotarłam do 'swojego' łóżka i odkryłam, że nie ma na nim pościeli, jest tylko podziurawiona poduszka bez poszewki. Spojrzałam na firankę której poszarpane końce muskały łóżko. Z jakiegoś powodu bałam się przez nie wyjrzeć. Potwornie bałam się, do jakiego świata trafiłam. Niepewnie chwyciłam materiał po obu bokach. Wzięłam parę głębokich wdechów i szybkim ruchem szarpnęłam. Materiał okazał się być mnie oporny niż przypuszczałam i zerwał się przy pierwszym podejściu. Odetchnęłam z ulgą widząc jedynie potłuczone szkło. Nie wiał wiatr a księżyc na niebie przysłaniały chmury. Zlustrowałam krajobraz rozpościerający się pode mną. Zaczęłam się lekko trząść ale spróbowałam się uspokoić zaciskając mocno dłonie w pięści.
-To jest jakiś żart? - powiedziałam do siebie.
Teren szkoły i akademiku był cały zawalony gruzami. Prawdopodobnie były to gruzy domów, które stały najbliżej placówki. Twierdzę tak, ponieważ właśnie ich tu brakuje. Niczego nie potrafiłam zrozumieć. Wszystko jest tak jak w normalnym świecie jednakże ta wersja... jest po prostu zniszczona. Jakby przez wyspę przeszło tornado, zatrzęsła się ziemia i nie wiadomo jakie bitwy tu przeszły. Dlaczego więc niektóre budynki stoją w miejscu, a inne uległy zniszczeniu? Za dużo pytań i brak ewentualnych logicznych wyjaśnień. Czułam się cholernie dziko będąc tutaj akurat w nocy. Ten świat wyglądał tak mrocznie... jak... pobojowisko demonów?
Szybko pokręciłam głową odganiając od siebie te dziwne porównania. Odwróciłam się z zamiarem wyjścia z pokoju. Zdecydowanie zaczynałam się dusić w tym małym pomieszczeniu. Przeszłam ostrożnie do drzwi i spróbowałam otworzyć. Nic z tego. Drugi i trzeci raz... znowu nic. Z poirytowaniem naparłam na drzwi które tym razem się łaskawie otworzyły. Wypadłam na korytarz ledwo łapiąc równowagę. Rozejrzałam się widząc dziury w ścianach i różne takie tam rzeczy. Gwałtownie otworzyły się drzwi do wszystkich pokoi. Instynktownie rzuciłam się do biegu. I choćby miałby to być blef, nie ufam temu miejscu. O wiele lepiej będę czuła się na zewnątrz. No i też nigdy nie zaczyna się walki w nowym miejscu nie znając możliwości tego świata. Nie wiadomo jeszcze czym mnie tutaj zaskoczy.  Zbiegając ze schodów, przeskakiwałam je co dwa, ewentualnie trzy schodki. Widząc zamknięte drzwi, tak samo jak w przypadku drzwi do mojego dawnego pokoju, od razu na nie naparłam a te gładko się otworzyły. Wyleciałam z budynku uderzając najpierw prawym biodrem, a potem ramieniem i przeturlałam się kawałek dalej. Syknęłam z bólu patrząc na wejście. Stało otworem złowrogo, zapraszając najbardziej ciekawskie nosy. Wzdrygnęłam się powoli wstając z gruzów. Nie chciałam sprawdzać jak wygląda szkoła dlatego poszłam sprawdzić jak wygląda wyspa. Przeskakiwałam z jednego kawałka betonu na drugi, co jakiś czas się chwiejąc. Bardziej stabilnie zrobiło się po wyjściu z terenu dawnej szkoły i akademika. Żwawym krokiem przemierzałam budynki będące w totalnej ruinie. Czułam jak ktoś mnie bacznie obserwuje co wprawiało mnie o dyskomfort. Zatrzymałam się na środku krzyżówki patrząc przed siebie.

-Witaj - usłyszałam za sobą tuż przy uchu.
Jak porażona odwróciłam głowę z trwogą stojąc twarzą w twarz z jakimś chłopakiem, jakoś w moim wieku. Jego niebieskie oczy były takie same jak moje, surowe, matowe. Z wymalowaną irytacją spoglądał w moje oczy. Przelotnie spojrzałam w górę. Białe włosy i o zgrozo... małe rogi.
-Nie patrz tak na mnie - warknął pstrykając mnie w czoło.
-Kim jesteś? - zapytałam ostro odzyskując swoją nieufną  naturę dzięki jego pstryknięciu.
-Dziewczynko, nie takim tonem - jego lodowaty ton głosu w ciul mi kogoś przypominał.
-Kim jesteś? - powtórzyłam pytanie oczekując odpowiedzi.
-Nazywam się Liset Maine Granc - zbliżył się do mnie tak, że swoim ciałem dotykał mnie. Chciałam się cofnąć jednakże chwycił mnie za nadgarstek mocno go zaciskając. Zbliżył swoją twarz do mojej.- Twoim pieprzonym alterem, Lisabeth Madelaine Granc - wyszeptał i patrząc mi głęboko w oczy odsunął się ode mnie, a nadgarstek puścił.
-Alternatywny świat... dlaczego? - zapytałam ale Liset popatrzył na mnie jak na kretynkę. - Dlaczego tak wygląda świat alternatywny ? - rozwinęłam swoją myśl.
-Można powiedzieć, że jestem twoim alter ego, którego nigdy nie chciałaś zaakceptować. Ty walczysz o każdy dzień, zmagając się czasem ze stanami destrukcyjnymi. Próbujesz być normalna, chcesz być akceptowana, zmagasz się z wykreowaną przez ludzi odgórnie normą. Tu, w tym świecie nie ukrywamy się ze swoimi demonami. Pozwalamy im ujrzeć światło dzienne, zaprowadzając chaos. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie tutaj są złe dusze - powiedział łagodniejąc.
-Rozumiem... - szepnęłaś. - A co z...
-Odczuwaniem pozytywnych emocji? Bzdurna miłość i nieistniejące szczęście? - pokiwałam głową. -Zamieniłem to na satysfakcję z zadawania bólu innym - uśmiechnął się lekko ale szybko spochmurniał. - Od czasu do czasu jednak się do którejś przytulę i to wszystko - wzruszył ramionami.
-Łatwiej jest żyć z zaakceptowaną naturą swojej osobowości - mruknęłaś będąc pełna podziwu.
-Nie warto się użerać z samym sobą. Nie ma w tym żadnej frajdy. Chodź, reszta pytań potem. Muszę się umyć - odwrócił się i nie czekając na moją reakcję poszedł.
-Tsk - tylko tyle udaje mi się wykrztusić i zaczynam na za nim podążać.
Szybko zrozumiałam, że był brudny od kurzu ale i też krwi. Nie wiem czy to jego krew czy też  kogoś innego. Aczkolwiek nie mogłam pojąć tego, że moją alternatywną wersją jest płeć przeciwna nie kryjąca się z tym, jaka jest. Nie znająca umiaru, bez taktu. Jednakże taki styl życia był o wiele prostszy. Choć jego agresja i poczucie władzy dała mi się we znaki.  Pocierałam obolały nadgarstek zastanawiając się co miał oznaczać ten gest.
-Nie musiałeś mnie tak chwytać za nadgarstek - mruknęłam świdrując go spojrzeniem.
-Nie, musiałem - odparł w ogóle na mnie nawet nie zerkając. - Zaraz wywiercisz mi dziurę w plecach, chcesz tego?
-Owszem, chcę - rzuciłam jednak Liset odwrócił się do mnie z szerokim uśmiechem.
Zatrzymałam się jak wryta analizując co mógłby teraz zrobić. Nic się nie wydarzyło. Poddenerwowana jego zachowaniem zaczęłam żądać wyjaśnień. Szybko zrozumiałam, że to bez sensu i niczego szczególnego się nie dowiem. Kiedy dotarliśmy nad rzekę, Liset ściągnął koszulkę rzucając ją gdzieś w kąt.
-Masz zamiar wejść do tej wody? - zapytałam mrużąc oczy jego idiotyzmem. Jest noc i woda będzie ciut chłodniejsza.
-Nie tej, będę chodził na wodzie - rzucił ironicznie.
-Dlaczego się tak zachowujesz ? - zapytałam nie rozumiejąc.
-Bo jesteś głupia i odpychasz wszystkich ludzi wokół ciebie. Naprawdę nie czujesz potrzeby bycia z kimś? - zapytał unosząc jedną brew by potem jak gdyby nigdy nic wszedł do wody.
Usiadłam pod drzewem wgapiając się w Liseta.
-Musiałabym się nad tym zastanowić - mruknęłam odwracając wzrok.
-Dobrze ci radzę. To co ci właśnie powiedziałem przez krótki czas, potraktuj jako cenne, życiowe wskazówki. Inaczej wiesz jak mogłabyś skończyć? - zapytał z nutą drwiny. Zmarszczyłam nos nie rozumiejąc o co mu się rozchodzi. -W najlepszym przypadku trafiłabyś do psychiatryka na ostry oddział. W najgorszym: wąchałabyś kwiatki od spodu - w tym momencie zauważyłam błysk, a potem dopadł mnie ból głowy. Chciałam pobyć jeszcze w tym świecie z moim drugim 'ja' lecz wróciłam do swojego świata. Kiedy ból ustał, zauważyłam, że znajduję się w swoim pokoju i opieram się o lustro.

Liczba słów: 1732

Witam

Witam bardzo serdecznie! Blog powstaje z mojej nudy i jest w trakcie tworzenia. Blog będzie dotyczył półbogów (lub herosów, jak kto woli), którym nie zagraża żadne niebezpieczeństwo w miejscu, które powszechnie nazywa się "Strefą Bezpieczną". Na ziemi bowiem wśród ludzi żyją nie tylko półbogowie ale i również różne potwory, które za wszelką cenę będą chciały unicestwić lub posiąść moce półboga. W tym miejscu nic im nie zagraża oraz mają szansę doszlifowania swoich umiejętności do późniejszych ewentualnych walk. Wstawię również losowy art bo chcę też przetestować ten motyw lol.
Dual by DigitalSashimi